To była moja pierwsza Ekstremalna Droga Krzyżowa w życiu, ale na pewno nie ostatnia.
Około miesiąc temu, na Facebooku, zobaczyłam plakat z dużym napisem NIE MA ŻE SIĘ NIE DA. Pomyślałam sobie od razu: IDĘ. Kolejna myśl: “chcę iść z moim Mężem”. Podążając za głosem pragnienia, rozmawiam z Mężem. On się zgadza od razu. Potem jednak przychodzi czas wielu obaw, czas bardzo napięty, wszystko mi się sypie po ludzku, kołacze myśl zniechęcenia “Przecież nie dacie rady, tyle kilometrów, to bez sensu, nawet nie próbuj…” Już nieraz przed pielgrzymką czy rekolekcjami, doświadczyłam tych zniechęcających myśli i wiem, że najlepszą rzeczą, jaką mogę zrobić, to nie dać się im i mimo tych myśli i przeciwności losu, wiem, że mamy IŚĆ.
Dzień przed wyjściem proszę o modlitwę innych ludzi, za całą EDK, w tym za nas. Dostaję ogromnego poczucia siły i pewności, że to dobra decyzja.
Piątek, 11 kwietnia: znajoma pisze, że chyba jednak nie pójdzie, źle się czuje i boi się, że zgubi. Dodaję Jej otuchy, piszemy chwilę, decyzja z Jej strony: IDĘ. Cieszę się tym. Dziękuję Bogu za tych wszystkich Ludzi, z którymi pójdziemy.
Wcześniej nie interesowałam się pogodą na tę noc. Stwierdziłam: “Cokolwiek będzie i tak idziemy: deszcz, śnieg, wiatr, słońce – idziemy, nie ma że się nie da”. Okazuje się, że ma padać… Cóż i tak pójdziemy…
Jedziemy na Mszę Świętą w Pierśćcu, na miejscu okazuje się, że prowadzi ją nasz Ksiądz Proboszcz, ksiądz Ignacy Czader. Jestem wzruszona. Jest mnóstwo Ludzi. Zauważam znajomych. Raduję się tym bardziej.
Mamy na koniec Mszy świętej indywidualne błogosławieństwo: każdy uczestnik EDK. Czuję siłę i moc przed wyjściem w tę niesamowitą drogę.
Wychodzimy z kościoła. Leje… Zabieramy plecaki wraz z naszymi Krzyżami, które Mąż zrobił dla nas na okazję EDK. Peleryny przeciwdeszczowe nakładamy na kurtki i ruszamy całą grupą.
Pierwsze 2,5km i jesteśmy na I stacji… Jesteśmy cali mokrzy, ubłoceni, klękamy pod Krzyżem, wpatrzeni w Niego, słuchamy rozważań. Aplikacja odmawia posłuszeństwa, bo telefon jest mokry… Książeczka z rozważaniami też szybko staje się mokra… To nic, idziemy dalej…
Pierwsze 4 stacje są dla nas bardzo trudne…Droga dłuży się, ciągle pada, latarka nie działa, mokro, stopy bolą, kręgosłup daje o sobie znać… Czasami chce się płakać z bólu, ale idziesz dalej. Jest cicho, ciemno. Pojawia się w głowie tysiące różnych myśli, również tych bardzo trudnych i zniechęcających, ale nie poddajemy się im.
Mijamy Skoczów, och jak dobrze… miasto… Dużo lamp, jest jaśniej… i dużo Naszych Ludzi EDK, idą przed nami, za nami…każdy ze swoim Krzyżem… Padają na oba kolana pod stacjami, klęczą długo… Nic, że mokro, nic że błoto… Klęczą…Rozczula mnie ten widok… My też ostatkami sił padamy pod każdą stacją na kolana…
Kolejne stacje są również bolesne, bo doświadczamy nie tylko bólu fizycznego, ale też bólu ciszy, zagubienia drogi, bólu samotności – już nie idziemy grupą – zostaliśmy tylko we dwoje – ja i mój Mąż, nie widać Innych – są przed nami lub za nami… Jest mgła, psy szczekają, idziemy przez las… Boję się. Jednak wiem, że ani na chwilę nie jestem sama, jest Jezus, jest też mój Mąż. Czego mogłabym więcej chcieć?
Dochodzimy do stacji 12 – do naszej rodzimej Parafii, pokonaliśmy prawie 40km, jest 5 rano… Każdy krok sprawia niesamowity ból, rozmawiamy z Mężem, co robimy… Pojawia się pokusa, by się rozdzielić, jedno pójdzie do domu, a drugie dalej… I nagle natchnienie, że NIE, nie możemy się rozdzielać. Jesteśmy jedno. Decydujemy, że wspólnie wrócimy do domu. Zostawiamy nasze Krzyże pod stacją 12 przy naszym kochanym kościele w Pogórzu…
Wracamy do domu.
Zdejmujemy mokre ubrania ostatkiem sił. Mąż widząc moje stopy stwierdza: “Bez szpitala się nie obędzie Agnieszka…” Czuję się głupio, że może nierozsądna byłam… Idziemy spać. Córka budzi nas o 9:45. Wstajemy. Stopy są już w znacznie lepszym stanie, szpital zdecydowanie nie będzie potrzebny. Mam w sobie taką radość, jakbym doświadczyła samego NIEBA. Pokój, jakiego dawno nie czułam. Jestem wdzięczna Panu Bogu za tę noc, za tę drogę, za tych wszystkich PIĘKNYCH LUDZI, których w nocy spotkałam w trakcie tej drogi… Jestem wzruszona pięknymi świadectwami, pokorą, skromnością, cichością…
Ta droga była ekstremalna… Była też niesamowicie piękna. Nigdy nie zapomnę tego doświadczenia. Żyję tym wspomnieniem.
Dziękuję Ci Panie za to, że choć przez chwilę mogłam mieć udział z Tobą.
Agnieszka