Wielki Piątek, 19.04.2019

Nabożeństwo Drogi Krzyżowej w Wielki Piątek rozpoczęło się o godz. 9.00 i odprawione zostało na zewnątrz kościoła. Piękne rozważania zaczerpnięte zostały z książki prof. Stefana Koperka – naszego tegorocznego rekolekcjonisty.

Ceremonie Wielkiego Piątku rozpoczęły się o godz. 19.00. Pierwsza część liturgii – liturgia Słowa: opis Męki Pańskiej zaśpiewało trzech kantorów: ks. Damian, Paweł Seligman i Kazimierz Waliczek. Homilię wygłosił ks. prob. Ignacy Czader.

Centralny punkt wielkopiątkowej liturgii to adoracja Krzyża. Rozpoczęli ją kapłani, następnie cześć Krzyżowi oddała służba liturgiczna a po niej wierni zgromadzeni na modlitwie. Adoracji krzyża towarzyszył śpiew wiernych na przemian ze scholą liturgiczną pod dyrekcją Ewy i Pawła Sowów.

Po przeniesieniu Najświętszego Sakramentu do Bożego Grobu, pierwszą godzinę adoracji poprowadziła młodzież. Pomni na słowa Jezusa, słowa wyrzutu skierowane do apostołów w Ogrodzie Oliwnym: „nawet jednej godziny nie mogliście ze mną czuwać” – od godz. 22.00 do 8.00 adorację podjęły osoby, które zgłosiły swoją gotowość czuwania zapisując się na listę w zakrystii.

 

zanotowane podczas homilii Wielkiego Piątku:

Czy jeszcze pamiętamy jak rozpoczynała się dzisiejsza Ewangelia? Co było na początku tego fragmentu Ewangelii św. Jana? Ewangelia rozpoczyna się sceną w Ogrodzie Oliwnym. Tam Chrystus uczy nas modlitwy. Modli się czyli rozmawia z Ojcem. Chrystus uczy nas jak mamy się modlić. Na modlitwie Jezus uczy  przyjmować Bożą wolę.

W modlitwie „Ojcze nasz” mówimy: bądź wola Twoja. Czy rzeczywiście pragniemy pełnić wolę Ojca, czy my rozmawiamy z Ojcem o Jego planach na nasze życie? Modlitwa jest dla chrześcijanina tarczą, za którą się chroni.

W Ogrójcu byli też uczniowie. Ale oni się nie modlili. Kiedy Jezus przychodzi do nich, oni się nie modlą. Jezus mówi do apostołów: módlcie się, aby was grzech nie opanował. Modlitwa jest tarczą przeciwko złemu, przeciwko szatanowi, przeciwko grzechowi.

A jak wygląda nasza modlitwa. Czy my się w ogóle modlimy? Jakże często mówimy, że nie mamy czasu na modlitwę, że jesteśmy zmęczeni, że musimy odpocząć.

Brak modlitwy osłabia nasze duchowe siły. Brak modlitwy wystawia nasze serca na działanie szatana, na grzech. Co dzieje się z sercem opanowanym przez grzech? Co potrafi zdziałać człowiek opanowany przez grzech?

Bardzo bogate jest Słowo Boże na dzisiejszą liturgię. Ma ono dopomóc nam w przeżywaniu centralnego punktu dzisiejszej liturgii jaką jest adoracja Krzyża świętego.

Proroctwo Izajaszowe stanowi zapowiedź tego, co stało się na Golgocie. Za chwilę bowiem będziemy się wpatrywać w Tego, o którym Izajasz mówił: „On wyrósł przed nami jak młode drzewo i jakby korzeń z wyschniętej ziemi. Wzgardzony i odepchnięty przez ludzi. Mąż boleści, oswojony z cierpieniem, wzgardzony tak, iż mieliśmy Go za nic… Lecz On się obarczył naszym cierpieniem. On dźwigał nasze boleści… On był przebity za nasze grzechy, zdruzgotany za nasze winy. Zgładzono Go… Za grzechy mego ludu został zabity na śmierć…”

Oto za chwilę Krzyż Chrystusa wyrośnie przed nami jak młode drzewo – jak korzeń z wyschniętej ziemi – będziemy wpatrywać się w przybitego do krzyża, zawieszonego na nim Męża Boleści. Patrząc na Niego tak potwornie skatowanego, zmaltretowanego – jakie będą w nas rodzić się uczucia? Co będziemy czuli… – może targnie nami wzruszenie, współczucie? Chcielibyśmy Mu okazać nasze współczucie, zapłakać nad Nim?

Ale czy Bóg potrzebuje naszego wzruszenia nad umęczonym swoim Synem? Czy Bóg pragnie naszych łez z powodu śmierci swojego Syna? Czy Jezus oczekuje od nas współczucia? Parę chwil wcześniej dźwigając ten krzyż, na którym teraz umiera, do okazujących Mu współczucie mówi: „Nie płaczcie nade Mną … płaczcie raczej nad sobą i nad dziećmi waszymi”. To samo w tej chwili mówi do nas. Płaczcie nad sobą. Mamy zapłakać na sobą.

Widząc krzyż Pana, widząc Go na nim – tak nieludzko przez grzech człowieka oszpeconego – pierwsze co się w nas rodzi to szok. Doznajemy szoku uświadamiając sobie do czego może doprowadzić grzech – patrząc na zamordowanego Jezusa. Widzimy w Nim tych wszystkich pomordowanych, miliony całe pomordowanych w obozach koncentracyjnych, komorach gazowych, rozstrzelanych, w łagrach, więzieniach, na zsyłkach, którzy zginęli w czasie wojen. Widzimy te wszystkie bezbronne zamordowane dzieci, których oczom nie pozwolono ujrzeć światła słońca… W Nim – patrząc na Niego, przybitego do krzyża – widzimy tych wszystkich pomordowanych – i pierwsze, co się w nas rodzi to szok, to przerażenie do czego , do jak wielkiego okrucieństwa zdolny jest człowiek, którego serce opanował grzech. Co taki człowiek może zrobić, jak daleko może się posunąć. Dlatego patrząc na Ukrzyżowanego nie tyle mam się wzruszyć i zapłakać nad Nim – co trzeba zapłakać nad samym grzechem, nad grzechami naszych dzieci, zapłakać nad sobą.

Dzisiaj wpatrując się w krzyż, adorując krzyż Chrystusa dwa uczucia powinny się w nas rodzić:

– pierwsze to szok, to porażenie, kiedy uświadamiamy sobie do czego zdolny jest człowiek, którego serce opanował grzech

– i drugie uczucie – to zdumienie. Zdumienie, mamy się zdumieć miłością Boga i Jego wiernością. Tylko takie  zdumienie może stać się początkiem nawrócenia, któremu towarzyszyć będzie płacz, łzy oczyszczenia i skruchy.

Niech więc adoracji krzyża Chrystusa towarzyszy kontemplacja naszych krzyży- krzyża cierpienia, życiowych trudności, samotności, pustki, braku przebaczenia, lęku, zranienia. To są te miejsca w moim życiu, w których dzisiaj Jezus chce być ukrzyżowany, by i nas mógł uczynić uczestnikami swego Zmartwychwstania.